"Dragon Blade" ("Wojna Imperiów")

O czym to jest: Dobrzy Rzymianie razem z Chińczykami walczą ze złymi Rzymianami.

wojna imperiów film recenzja plakat jackie chan adrien brody

Recenzja filmu:

Jestem świadomy, że kino chińskie rządzi się innymi prawami niż europejskie czy amerykańskie. Wynika to ze znacznych różnic kulturowych. W chińskich filmach wymagana jest nadmierna ekspresja aktorów, pokazywanie wszystkich emocji aż do poziomu przerysowania, długie pompatyczne dialogi i obowiązkowe morały na każdym kroku. I o ile dzieje się to w filmie stricte chińskim, tworzonym przez chińskich aktorów, to nie mam z tym problemu. Gorzej, gdy do takiego schematu zaprzęga się aktorów zachodnich...

Film "Dragon Blade" nie jest całkowitą szmirą, choć naprawdę niewiele mu do tego brakuje. Ratują go niezłe sceny walk z choreografią najwyższych lotów, a także pojedyncze kreacje aktorskie. I to niestety tyle pozytywów. Cała reszta, będąca luźną wariacją na temat spotkania rzymskiego legionu i chińskich oddziałów gdzieś na Jedwabnym Szlaku, woła o pomstę do nieba. "Dragon Blade" jest nakręcony topornie, bez pomysłu, z przerażająco poszatkowaną, przetykaną dziwnymi flashbackami i nietrzymającą się logiki fabułą. Na dodatek twórcy polali go sytą, tłustą propagandą z przesłaniem światowej unii gospodarczo-handlowej (oczywiście zarządzanej przez Chiny), która zjednoczy wszystkie narody i przyniesie kres wojnom. Urocze, ale niestrawne.

Umówmy się, że idea Rzymianie vs. Cesarstwo Chińskie daje radę, bo Rzymianie zawsze są pro. Ale kiedy mają zbroje z pianki, a tuniki z taniej lycry, wygląda to po prostu żałośnie. Ponadto gdy obsadzimy w głównej roli Jackie Chana, to wiecie co otrzymamy? Komedię sensacyjną. Nawet w realiach antyku to wciąż będzie komedia sensacyjna, Jackie Chan po prostu nie potrafi grać na serio! Ale to nie szkodzi, bo wychodzi mu to świetnie, a widząc jego wigor nikt nie powiedziałby, że już jest po 60-tce. Partnerujący mu John Cusack w roli Dobrego Rzymianina jest taki, jak zawsze: bezbarwny. Miękki jak galareta, ale akurat tu (o dziwo) pasował do swojej postaci. Wydaje mi się zresztą, że gdyby to on był głównym bohaterem tej opowieści, wyszłoby coś lepszego. Na szczęście mamy jasny punkt w osobie Adriena Brody'ego w roli Złego Rzymianina, tak przerysowanego, że aż pięknego. Świetny wyszedł z niego czarny charakter (i jeszcze z tymi loczkami!). Niestety wszystko pogrąża kilkuletni chłopczyk grający młodego rzymskiego cesarza, który przez pół filmu zanosi się płaczem wniebogłosy (nie żartuję - naprawdę wyje, a twarz zalewa mu się łzami i smarkami, odbierając jakąkolwiek przyjemność z oglądania tego na ekranie). Zgroza! A oprócz tego śpiewa, zresztą Jackie Chan też śpiewa, nawet Adrien Brody śpiewa w finalnej scenie krztusząc się krwią. Rany boskie, "Dragon Blade" to na pewno nie jest parodia...?

Konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni finalną, współczesną wstawkę z "archeologami" chińskimi, którzy odnajdując ruiny starożytnego miasta postanawiają... nie mówić o nich nikomu. O co chodzi, ludzie? Czy ktoś obejrzał ten film po zmontowaniu? Na szczęście mamy tu klasyczne chińskie kung-fu fighting, bo bez tego to...

Wniosek: Można obejrzeć sceny walk, a resztę bez żalu przewinąć. Nic się nie straci.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger