"Sahara"

O czym to jest: Grupa alianckich niedobitków walczy na pustyni z Niemcami.

sahara film 1943 recenzja plakat humphrey bogart
Kiedy słyszycie o filmie "Sahara", na myśl zapewne przychodzi wam film przygodowy z Matthew McConaughey'em z 2005 roku, prawda? A szkoda, bo jest inna, o wiele lepsza produkcja (a w zasadzie dwie), którą kinomaniacy zdecydowanie powinni znać. Wojenny obraz "Sahara" powstał w 1943 roku w zenicie II wojny światowej, jako film de facto propagandowy, czyli podtrzymujący na duchu dzielnych chłopców walczących z nazistami i Japończykami na całym świecie (zresztą całe Hollywood w tym czasie kręciło niemal wyłącznie takie filmy). Fabuła skupia się na załodze amerykańskiego czołgu, uchodzącego z pogromu podczas walk z Afrika Korps w Afryce. Dowodzona przez sierżanta Gunna załoga spotyka barwną grupę niedobitków z innych oddziałów - brytyjskiego lekarza wojskowego, paru wojaków z różnych jednostek, Afrykanera (w remake'u zmienionego na Australijczyka), sudańskiego sierżanta z oddziałów kolonialnych, Francuza z jednostek Wolnej Francji, a nawet włoskiego jeńca wojennego. Ten dziwaczny oddział postanawia zatrzymać niemiecki batalion, grożący okrążeniem alianckich wojsk broniących się pod El Alamein. Rozegra się niezwykła bitwa, w której dziewięciu stanie przeciwko pięciuset, a stawką będzie dostęp do jedynej studni w promieniu kilkuset mil. Jednym słowem: jest kultowo! 

Ponieważ remake z 1995 roku, nakręcony jako film telewizyjny, niemal kropka w kropkę naśladuje wojenny oryginał (w przebiegu scen, postaciach, a nawet dialogach!), warto go opisać na zasadzie porównania. Dlatego też, podobnie jak to zrobiłem w przypadku "Carrie", tak i tutaj napiszę jedną recenzję dwóch filmów. Kto wygrał w tym starciu - załoga Humphrey'a Bogarta, czy załoga Jamesa Belushiego? Zaczynajmy!

1) Jakość wykonania. Tutaj trudno ostatecznie rozsądzić. Pamiętajcie, że produkcja z 1943 to film czarno-biały, nakręcony w starym stylu i w zupełnie innej epoce (a nadto propagandowy). Z definicji był więc moralizatorski, służący inspiracji i podniesieniu morale. Remake to produkcja zdecydowanie bardziej prawdziwa, realistyczna (może nie aż tak jak "Kompania Braci" czy "Pacyfik", ale prawie) i skupiająca się na horrorze i absurdzie wojny. Oczywiście liczy się również technologia - oryginalna "Sahara" z konieczności korzystała na planie ze sprzętu dostępnego w tamtym czasie dla wojsk alianckich, nie zobaczycie tu więc niemieckich pojazdów czy uzbrojenia. Batalistyka jest też zdecydowanie bardziej umowna (wybuchy czy strzelaniny przypominały mi naszych "Czterech Pancernych i Psa"), podczas gdy w remake'u pirotechnika i scenografia mają wysoką - choć telewizyjną - jakość. 

sahara film 1995 recenzja plakat james belushi
2) Aktorzy. Jeśli lubicie twardych facetów z klasycznej ery Hollywood, to Humphrey Bogart jest dla was. Twardy, bezkompromisowy i niezłomny niczym szeryfowie w westernach. To ideał mężczyzny epoki lat 40. i 50. Z kolei James Belushi zdecydowanie bardziej da się lubić, choć również nie można mu odmówić stanowczości. Osobiście bardziej pasuje mi Belushi w głównej roli, może dlatego, że jest prawdziwszy. Również członkowie oddziału są dla mnie fajniejsi do oglądania w nowej wersji - w oryginale zlewali się w jeden tłum, podczas gdy w remake'u są bardziej różnorodni (nie tylko w kwestii charakterów, ale też i wyglądu). Najlepszym przykładem jest francuski kapral Leroux, w oryginale trochę błazen, a w remake'u straumatyzowany twardziel z żądzą mordu i cierpieniem wyrysowanym na twarzy (fantastyczna rola Michaela Massee!). Również w nowej wersji wygrywa brytyjski kapitan Halliday, naprawdę przyjemny do oglądania i słuchania (podobnie jak czarnoskóry sierżant Tambul). Także w tym aspekcie 1:0 dla produkcji z 1995.

3) Fabuła. W obydwu produkcjach w zasadzie jest identyczna z jednym wyjątkiem. W oryginale czołgista Waco wyrusza na wędrówkę przez pustynię, by ściągnąć pomoc (to te czasy, gdy na końcu filmu musiała się pojawić "kawaleria" pędząca na odsiecz). Z kolei w remake'u wszyscy zostają na miejscu, walcząc z przeważającymi siłami wroga. Są też drobne różnice, jak rozmowa kaprala Leroux z niemieckim majorem - tu również na plus dla remake'u. Jednak dużo elementów jest tak podobnych, że jeśli obejrzycie te filmy jeden po drugim, pewnie zleją się wam w jedno. Ale nie szkodzi!

Teoretycznie wychodzi więc na to, że remake jest lepszy. Ale mimo to obydwie "Sahary" polecam i miłośnikom II wojny światowej, i zwolennikom dobrej rozrywki. W Polsce oryginalny film wyszedł nawet na DVD, remake zaś ukazał się wyłącznie w Australii (ale da się go sprowadzić - i to w wersji dostępnej na nasze odtwarzacze). Polecam, powinno się znać.

Wniosek: Świetny, klasyczny film wojenny. Remake chyba lepszy od oryginału.



Copyright © Jest Kultowo! , Blogger