"Wayward Pines" ("Miasteczko Wayward Pines")

O czym to jest: Agent Secret Service trafia do miasteczka, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje.

miasteczko wayward pines serial recenzja m night shyamalan

Recenzja serialu:

Jeśli myślicie, że "Wayward Pines" to po prostu współczesna wersja "Twin Peaks", to macie tylko częściowo rację. Rzeczywiście zaczyna się podobnie - agent amerykańskich służb trafia do (na pozór) sielskiego miasteczka, w którym za fasadą kryje się o wiele więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Po krótkim czasie okazuje się, że z Wayward Pines nie da się uciec, a nasz bohater musi znaleźć sposób, by uratować siebie i każdego, na kim mu zależy. Czy ucieknie i odkryje tajemnicę Wayward Pines? To musicie sprawdzić sami.

Przyznam się, że byłem bardzo bliski zrezygnowania z oglądania tej produkcji po pilocie, ale cieszę się, że tego nie zrobiłem. Warto było przeczekać pierwsze cztery odcinki, by już w piątym poznać całą tajemnicę. Dziękuję twórcom, że nie ciągnęli zagadek aż do finału sezonu, bo pewnie bym nie dotrwał do końca. Dzięki ich decyzji średnio udany kryminał nagle zrobił woltę o 180 stopni, zmieniając się w pełnokrwiste science fiction z elementami falloutu i dystopii. Czuć w tym rękę M. Night Shyamalana, który jest tu jednym z producentów (jeśli oglądaliście jego filmy - jak chociażby niedawną "Wizytę" - to wiecie, że Shyamalan uwielbia takie twisty fabuły). Od tego momentu akcja leciała niepowstrzymanie jak pociąg towarowy, nieuchronnie zmierzając do zaskakująco dynamicznego, pełnego akcji finału. A ponieważ wielkimi krokami zbliża się drugi sezon, z całą pewnością to nie koniec przygód mieszkańców Wayward Pines.

Jedyna rzecz, jaka przeszkadza mi w tym serialu, to aktorzy - w większości niestety ani niespecjalnie urodziwi, ani też utalentowani. To raczej drugi garnitur amerykańskich aktorów telewizyjnych, co też widać na ekranie. Długo musiałem się przekonywać do Matta Dillona w roli głównego bohatera, na szczęście w pewnym momencie nawet poczułem do niego sympatię. Na szczęście znalazła się w tym serialu prawdziwa gwiazda, jaśniejąca na firmamencie od pierwszej sceny - Melissa Leo w roli pielęgniarki Pam (cóż, nie bez powodu otrzymała Oscara za rolę w "The Fighter"). Nie wiem jak ona to robi, ale tak kryptycznej i demonicznej aktorki nie widziałem od bardzo, bardzo dawna! Choćby dla niej warto śledzić ten serial.

"Wayward Pines" zadowoli i weteranów telewizji, i okazjonalnych widzów. Jest stworzony dla miłośników zarówno kryminałów, jak i seriali "z kluczem" czy też science fiction. A że pierwszy sezon ma tylko dziesięć odcinków, tym bardziej zachęcam. Tylko wytrwajcie chociaż do piątego odcinka!

Wniosek: Po słabym początku robi się świetne. Warto!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger