"The Hollow Crown"

O czym to jest: Adaptacja cyklu sztuk Szekspira o królach Anglii.

hollow crown szekspir serial jeremy irons tom hiddleston benedict cumberbatch

Recenzja miniserialu:

BBC wzięło się za Szekspira. Na poważnie. W ramach wielkiego projektu postanowiono sfilmować pierwszy w historii literatury cykl dramatów, połączonych ze sobą zarówno wydarzeniami, jak i postaciami. Chodzi o "Ryszarda II", "Henryka IV" (dwie części), "Henryka V", "Henryka VI" (trzy części) oraz "Ryszarda III". Temat jest rzeczywiście wyjątkowo ambitny, zwłaszcza dla Brytyjczyków, dla których Szekspir jest kwintesencją narodowej tożsamości. Powyższe sztuki połączono w jednym tytule "The Hollow Crown", zatrudniono do ról głównych wielkie nazwiska światowego kina i rzucono na żywioł. Co z tego wynikło?

Mam mieszane uczucia. Ponieważ każdy odcinek to osobna sztuka, trzeba je oceniać pojedynczo (oczywiście pewni aktorzy i postacie przewijają się w kilku odcinkach naraz, ale nawet Szekspir miał wzloty i upadki, w związku z czym sztuki różnią się poziomem). Wielkich nazwisk w obsadzie jest tu naprawdę sporo: Ryszarda II gra Ben Whishaw, Henryka IV Jeremy Irons, Henryka V Tom Hiddleston, a Ryszarda III Benedict Cumberbatch (co brzmi wyjątkowo epicko, jako że Ryszard III - co ciekawe dopiero w 2015 roku pochowany z honorami - był ostatnim angielskim królem poległym na polu bitwy). Oprócz nich na planie przewijają się Patrick Stewart, James Purefoy, John Hurt, a także połowa obsady "Gry o Tron". Sami więc widzicie, że z taką bombową ekipą można na ekranie zrobić wszystko.

Niestety obawiam się, że projekt trochę za bardzo przygniótł jego twórców. Większość odcinków ma słabe tempo, a spośród nich wyróżnia się tak naprawdę pierwsza część "Henryka IV" z rewelacyjną bitwą pod Shrewsbury i świetnymi scenami w karczmie z udziałem młodego Henryka V i Johna Falstaffa (dzięki temu jest to najlepszy odcinek cyklu). Reszta fabuły to tak naprawdę chodzenie w kółko i wygłaszanie pozbawionych emocji monologów, co jest wyjątkowo przykre zwłaszcza w przypadku kultowego "Henryka V". Na szczęście nie można nic zarzucić scenografii, kostiumom czy charakteryzacji - realia przełomu XIV i XV wieku są tu wyjątkowo prawdziwe, z brudem i popsutymi zębami na czele. No dobra, jest jeden zarzut, czyli absurdalna poprawność polityczna, która kazała w rolach arcybiskupa i księcia Yorku obsadzić czarnoskórych aktorów. Zastanawiam się, jakie larum by się podniosło, gdyby np. Martina Luthera Kinga zagrał kiedyś biały aktor. Jak już zaprzeczamy rzeczywistości, to róbmy to w obydwie strony, a nie tylko w jedną...

Wracając do meritum: wiadomym jest, że kręcąc Szekspira za bardzo nie można odejść od oryginału (no chyba że kręci się tak brawurowo, jak w uwielbianej przeze mnie "Romeo i Julii" w realiach Ameryki Południowej z końca XX wieku). Niemniej przykład "Henryka V" Kennetha Branagha z 1989 roku pokazuje, że można nakręcić "czystego" Szekspira w znacznie bardziej dynamiczny sposób. Ale po kolei. Ryszard II jest w "The Hollow Crown" w miarę znośny, czytelnie pokazujący pietyzm i oderwanie od rzeczywistości tytułowego króla, który (jak to u Szekspira) kończy dosyć marnie. Henryk IV dzięki świetnej kreacji Jeremy'ego Ironsa broni się najlepiej, choć ciężar narracji od początku skłania się do Toma Hiddlestona jako Henryka V. I tu jest największy problem, bowiem uroczy Loki z "Marvel Cinematic Universe" nie udźwignął ciężaru takiej postaci. Gra beznamiętnie, bez pasji i ikry, a poza szczerzeniem śnieżnobiałych zębów niewiele ma do pokazania. Henryk V w jego kreacji to zawód na całej linii, zwłaszcza gdy się go zestawi ze wspomnianym wcześniej Kennethem Branaghem. Legendarna mowa przed bitwą pod Agincourt (ta, w której padają słowa o "kompanii braci") w ogóle nie ma ikry, podobnie jak jego monologi podczas oblężenia Harfleur. Byłem głęboko rozczarowany tak marnym efektem na ekranie. "Henryk V" powinien być najlepszą częścią "The Hollow Crown", a było zupełnie na odwrót. 

Na szczęście mimo zastrzeżeń jest to niewątpliwie ważny kawałek telewizji i chwała BBC, że spróbowało dokonać takiej ekranizacji. Sądzę jednak, że dałoby się zrobić lepiej i mniej zachowawczo. 

Wniosek: Warte obejrzenia, ale nie spodziewajcie się fajerwerków.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger