"Tale of Tales" ("Pentameron")

O czym to jest: Ekranizacja XVII-wiecznego zbioru baśni ludowych.

pentameron film recenzja plakat salma hayek

Recenzja filmu:

Nie tylko Amerykanie potrafią kręcić dobre bajki! Daliśmy się zwieść złudzeniu, że tylko Disney ma monopol na wszelkie historie fantasy z prostym przekazem i morałem. Ale przecież Amerykanie w większości ich nie wymyślili, tylko przywieźli z Europy. A warto wiedzieć, że zanim urodzili się tacy twórcy jak bracia Grimm czy Andersen (na których twórczości wzoruje się Hollywood), żył włoski pisarz imieniem Giambattista Basile, który w początkach XVII wieku zebrał krążące po ówczesnej Europie baśnie i stworzył z nich zbiór opowiadań, nazwany później "Pentamerone".

Oryginalnych baśni w tym zbiorze było 50, jednak ze zrozumiałych względów nie dało się ich wszystkich zmieścić w jednym filmie. Twórcy wybrali więc trzy, łącząc je (tak jak w książce) wspólną klamrą i przeplatając jedną z drugą. Otrzymaliśmy w ten sposób trzy opowieści dziejące się w mitycznych królestwach epoki włoskiego renesansu: baśń o królowej, która za wszelką cenę chciała mieć dziecko, o lubieżnym królu żądnym wdzięków pięknych dziewic oraz o niewinnej księżniczce, która musiała zawalczyć o samą siebie. Nie jest łatwo nakręcić antologię, która jest równa poziomem od pierwszej do ostatniej sceny, zachowując przy tym spójność i logikę. Tu na szczęście składam głęboki hołd dla twórców, ponieważ film jest wartki, niesamowicie dynamiczny (mimo praktycznego braku scen akcji), znakomicie zagrany i uzbrojony w obłędne kostiumy i scenografię. 

"Tale of Tales" jest przy tym na wskroś europejskie w formie (to w końcu film włoski), lekko naturalistyczne i wyzbyte (na szczęście) infantylizmu, jakim raczy nas Hollywood. Jeśli czytaliście klasyczne baśnie europejskie, to wiecie, że są one często okrutne, krwawe i niepokojąco realne. Taki też jest ten film. To prawdziwe kino przez duże K. Zgodnie z klasyczną linią baśni nie ma tu specjalnych udziwnień - dobrzy ludzie są piękni i mądrzy, a źli brzydcy i głupi. Tak też nas uczono w dzieciństwie, nieprawdaż? W "Tale of Tales" nie ma też zbyt wielu dialogów, reżyser operuje raczej obrazem i emocjami niż bezsensowną paplaniną. To lubię - moje ulubione filmy są zawsze oszczędne w dialogach. Z zachwytem patrzyłem na autentyczne, zniewalająco piękne włoskie krajobrazy, które zawsze przebiją każde efekty specjalne. I wszystko w epoce renesansu, czyli u świtu ery nowoczesnego człowieka! To po prostu trzeba zobaczyć!

Z obsady muszę wyróżnić Salmę Hayek jako wyniosłą Królową, podobnie jak młodziutką Bebe Cave w roli księżniczki Violet. Podobnie fantastyczne są postacie drugoplanowe: odważny król (wybitny John C. Reilly), dziki Ogr czy kryptyczny Nekromanta. Zresztą, tak po prawdzie, nie ma tu złej kreacji aktorskiej. Jeśli przyznawano by zbiorowego Oscara, to obsada tego filmu powinna go otrzymać.

Uważam, że każdy Europejczyk powinien obejrzeć "Tale of Tales", nie tylko dla obrazów, ale dla poznania korzeni naszej kultury. Tego nie można przegapić.

Wniosek: Wybitne kino. Fantasy, ale jakże inne od tego w amerykańskim wydaniu!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger