"Hell or High Water" ("Aż Do Piekła")

O czym to jest: Dwóch braci rabuje banki w Teksasie, by ratować rodzinną farmę.

aż do piekła film recenzja pine foster bridges

Recenzja filmu:

Cieszę się, że coraz częściej trafiam na produkcje, które na pierwszym miejscu stawiają klimat opowieści. Tak było z "Sicario" czy z "No Country for Old Men", tak też jest z neo-westernem "Hell or High Water". Gdyby istniał miernik klimatu filmu, przy tej produkcji poszybowałby do samej góry. Zaręczam: trudno będzie wam znaleźć bardziej teksańską historię w historii kina!

To opowieść o dwóch braciach, klasycznych antybohaterach, którzy (przymuszeni przez nastawiony na wyzysk amerykański sektor bankowy) nie mają wyjścia i schodzą na złą ścieżkę. Ich łupem padają banki, a ich cel to zebranie odpowiedniej sumy gotówki, by spłacić kredyt zaciągnięty pod zastaw ziemi na leczenie umierającej matki. Całkiem szlachetnie pobudki, prawda? Niemniej bracia nie cofną się przed niczym, co w konsekwencji musi doprowadzić do rozlewu krwi. Ich tropem podąża będący krok przed emeryturą Strażnik Teksasu o prezencji starego, zgryźliwego szeryfa z dawnych westernów. Kto wygra w tym wyścigu? Albo czy w ogóle może tu być jakiś zwycięzca?

Jest w tym filmie tyle Teksasu, ile tylko dało się upchnąć w dwóch godzinach na ekranie. Plenery (mimo, że zdjęcia powstały w Nowym Meksyku), mentalność ludzi, zwyczaje, a także typowy dla amerykańskiej prowincji brak perspektyw - to obraz prawdziwego pogranicza, które mimo XXI wieku wcale nie zanikło na południu USA. Ten unikalny nastrój to pierwszy powód, by obejrzeć "Hell or High Water". Drugim jest solidna robota filmowa, odpowiednio dozująca elementy kryminału, filmu sensacyjnego, thrillera i kina akcji. Jest tu też zadziwiająco dużo humoru, którego widz raczej się nie spodziewa w takim kinie. Nie można też zapominać o doskonałych aktorach, dobranych do głównych ról. Jeff Bridges jako stary policjant jest po prostu świetny, grając w nieco wyświechtany, znany widzom sposób, charakterystyczny dla dawnych gwiazd westernu, takich jak John Wayne albo Gary Cooper. W rolach braci wystąpili Ben Foster (w końcu doczekał się świetnej roli), a także - co dla mnie ważniejsze - Chris Pine, na którego ostatnio trafiam bardzo często. I powiem wam, że Pine totalnie zawojował ekran, tworząc postać zupełnie inną od swoich dotychczasowych ról, a przy tym wielce wiarygodną. I to jest właśnie wyznacznik dobrego aktorstwa.

Trudno mi sobie wyobrazić, by "Hell or High Water" mogło się komuś nie spodobać. To po prostu uniwersalnie dobry film!

Wniosek: Świetny film z niesamowitym klimatem.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger