"Light Years" ("Gandahar")

O czym to jest: Armia robotów atakuje pacyfistyczną krainę.

gandahar 1988 film recenzja animowany

Recenzja filmu:

Zastanawiałem się, jaki film opisać z okazji rozpoczęcia 2019 roku. I wtedy przypomniałem sobie o pewnej produkcji, którą ćwierć wieku temu rodzice kupili mi jako "bajkę" na VHS. Jak ja się cieszę, że nie mieli pojęcia, co kupują! Nazwanie "Gandahara" bajką (no bo przecież jest animowany, nie?) to jak nazwanie "Folwarku Zwierzęcego" familijnym filmem o zwierzątkach. Nie dajcie się zwieść pozorom!

"Gandahar" to fantastyczna opowieść science fiction, która wywodzi się z bardzo bogatej, francuskiej odmiany tego gatunku (prezentuje ją też np. "Metal Hurlant Chronicles"). Jeśli zastanawiacie się, jak odróżnić francuskie SF od dajmy na to amerykańskiego, podpowiem: będą gołe, wydatne biusty. I lateks. A także roboty i dużo - naprawdę dużo - seksualnych podtekstów. Na szczęście w odpowiedniej dawce takie obrazki dodają fajnej egzotyki, zamiast razić naturalizmem. A jak jeszcze połączy się je z nieskrępowaną wizją świata i okrasi fantastyczną ścieżką dźwiękową, to palce lizać!

Historia "Gandahara" to historia dalekiego świata (innej planety zapewne), w którym żył pacyfistyczny, posługujący się biotechnologią i rządzony przez kobiety naród Gandaharian. Pewnego dnia tę utopijną krainę atakuje tajemniczy wróg - armia robotów niszcząca wszystko na swojej drodze. Agent Sylvain zostaje wysłany, by odkryć tożsamość napastników. Jak możecie się domyślać to, co Sylvain spotka na swojej drodze, wstrząśnie nim do głębi. Jeśli chodzi o scenariusz i przebieg fabuły, to "Gandahar" dostaje ode mnie najwyższą ocenę. Zwroty akcji, postacie (zwłaszcza mutanty!), a przede wszystkim rozmach scenografii (choć animowanej) oraz ścieżka dźwiękowa to prawdziwe arcydzieło. Marzy mi się, by zobaczyć to w wersji fabularnej w kinie - współczesne efekty specjalne powinny już to udźwignąć. Tylko czy publika jest gotowa na tak intelektualne kino?

Bardzo chciałbym wystawić tej produkcji maksymalną ocenę, ale niestety nie mogę. Wszystko to z winy animacji (tu ciekawostka: robionej przez studio z Korei... Północnej!). Niestety nie przetrwała próby czasu i zawodzi, zwłaszcza w zakresie mimiki postaci. Niemniej wyobraźnia widza potrafi nadrobić te braki - a zaręczam, że warto się trochę wysilić. Głęboko rozczarował mnie również oryginalny francuski dubbing - aktorzy mówią tam niestety całkowicie bez pasji i polotu. Za to bardzo polecam wam polską wersję językową, gdzie głosy podłożyli m.in. Leszek Teleszyński i Adam Ferency. Prawdziwa petarda! 

Jeśli lubicie dobre science fiction i jakimś cudem nie znacie "Gandahara", czas to nadrobić. Tylko nie przeraźcie się jakością animacji. Prawdziwe diamenty zawsze trzeba oszlifować!

Wniosek: Wybitne fabularnie, choć animacja nie przetrwała próby czasu.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger