"Avengers: Endgame" ("Avengers: Koniec Gry")

O czym to jest: Herosi Ziemi stają do ostatniej walki, by ocalić wszechświat.

avengers koniec gry marvel film downey hemsworth evans

Recenzja filmu:

Dopiero się zorientowałem, że ostatni wpis na Jest Kultowo popełniłem ponad miesiąc temu! Na szczęście to, że nie mam czasu pisać o filmach i serialach, nie oznaczam że ich nie oglądam – choć i z tym coraz ciężej. Od czasu do czasu daję też radę wyskoczyć do kina, choćby z okazji zakończenia pierwszego sezonu najdroższego serialu świata – „Marvel Cinematic Universe”

Określenia „serial” użyłem oczywiście z przekąsem, bo jak wiadomo filmy MCU to gigantyczne superprodukcje z budżetami rzędu setek milionów dolarów i zyskami w formie miliardów. W przypadku „Endgame” na dzień pisania tej recenzji brakuje zaledwie 100 milionów dolarów, by przebić „Avatara” na pozycji najbardziej kasowego filmu wszechczasów (co jak podejrzewam nastąpi lada dzień). Tu warto też wspomnieć, że spośród 10 najlepiej zarabiających hitów Hollywood, aż 5 pozycji to filmy z MCU. Robi wrażenie, prawda? I słusznie! Pomyślcie sami: dwadzieścia dwa filmy i końca nie widać! Twórcom i aktorom udało się nakręcić trwającą ponad dziesięć lat, wyjątkową sagę, która pokazała kino superbohaterskie jak nikt wcześniej. Teraz już nikt nie będzie się naśmiewał z komiksów jako „gorszej” formy prezentowania opowieści – nie w obliczu takiej popularności i takich dochodów. Reżyserzy „Endgame” (zasłużeni dla tego uniwersum bracia Russo) również wiedzieli, że tworzą coś wyjątkowego. Dlatego ten film nie tylko jest wartością samą w sobie, ale stanowi wspaniałe podsumowanie wszystkich poprzednich części, wliczając w to powrót do niektórych scen, wydarzeń czy dawno nie widzianych postaci! Więcej nie chcę zdradzać, bo zapewne nie wszyscy jeszcze oglądali, ale podpowiem że znajomość wszystkich poprzednich filmów jest mocno wskazana. 

Powyższe nawiązania, choć bardzo cenne z punktu widzenia zaangażowanego widza, są również największą wadą „Endgame” (o ile nie jedyną, bo naprawdę nie ma ich wiele). Nie wyobrażam sobie widza, który swoją przygodę z uniwersum zaczyna właśnie od tej produkcji i potrafi połapać się, o co w tym wszystkim chodzi. Najlepszy przykład to Kapitan Marvel, która zjawia się w tym filmie znienacka i wchodzi do domku Avengersów jak do siebie (i nikt nie zadaje żadnych pytań). Z drugiej strony – czy to możliwe, by wśród widzów znalazł się ktoś, kto nie widział żadnej z poprzednich 21 części? „Endgame” jest w końcu bezpośrednią kontynuacją „Infinity War”, trochę tak jak „Matrix Revolutions” w porównaniu do „Matrix Reloaded” (choć akurat w MCU zaliczyliśmy mały przerywnik w formie drugiego „Ant-Mana”). Daje to oczywiście poczucie spójności, ale też i wrażenie odgrzewanego kotleta. Ale zakładam, że na świeże pomysły i nowe rozdanie przyjdzie jeszcze czas – jak pamiętamy Marvelowi udało się nas wielokrotnie zaskoczyć w przeszłości. A zatem trzymam kciuki i czekam na więcej! 

Teraz parę słów o samym filmie. „Endgame” zdecydowanie daje poczucie spełnienia i katharsis. Wszystkie wątki zostały zamknięte, postacie godnie pożegnane (lub wręcz przeciwnie, przywitane w nowej formie i roli), a wszystko to w otoczce wysokiej jakości efektów specjalnych, niezłego aktorstwa i dobrego scenariusza. Palmę pierwszeństwa oddaję oczywiście oryginalnemu składowi Avengersów, ze wskazaniem na Roberta Downey Jr. jako Iron Mana oraz Chrisa Hemswortha jako Thora (ten sympatyczny Australijczyk od dawna imponuje mi dystansem do swojej postaci i wykonywanego zawodu aktora – brawo!). Choć i Chris Evans jako Kapitan Ameryka miał swoje momenty wielkiej chwały, zwłaszcza w finalnej bitwie. A no właśnie, bitwa! Starcia z taką ilością herosów widzieliśmy do tej pory tylko kilka razy w kinie (np. w „Bitwie Pięciu Armii”). Na ich tle druga bitwa o Nowy Jork wygląda naprawdę imponująco. Twórcom udało się nie pogubić w gąszczu bohaterów, z których każdy zyskuje – choćby drobny, ale zawsze – indywidualny moment chwały. Ja osobiście największą frajdę miałem z żeńskiego teamu superbohaterek, które ruszyły by ratować świat. Dziewuchy górą! 

W fabule nie zabrakło wzruszeń i lirycznych momentów, które może i przekazują proste prawdy o sile miłości, przyjaźni i honoru – ale z drugiej strony czy to takie złe? To że prawda nie jest skomplikowana, nie oznacza że jest mniej trafna! I co z tego, że w „Endgame” zdarzają się liczne błędy logiczne, szczęśliwe zbiegi okoliczności i schematyczne rozwiązania. Przy takim opakowaniu, i z taką nadbudową jak pisałem w powyższych akapitach, widz jest w stanie wybaczyć wszystko. Z tego miejsca dziękuję wytwórni Disney’a za wspaniałą, kolorową, perfekcyjnie rozrywkową Sagę o Kamieniach Nieskończoności. Liczę teraz jeszcze na jakieś piękne zbiorcze wydanie na Blu-ray i lecimy dalej!

Wniosek: Najlepsze zakończenie fantastycznej superbohaterskiej przygody.


<<< Sprawdź kolejność oglądania filmów Marvela! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger