"Underworld"

O czym to jest: Wampiry walczą z wilkołakami.

underworld film recenzja beckinsale

Recenzja filmu:

Zupełnie nieoczekiwanie do kin zawitała w tym roku piąta część serii „Underworld”, a więc „Underworld: Blood Wars”. A co za tym idzie nie ma wyjścia - trzeba nadrobić całość! Zacznijmy od pierwszego (w kolejności produkcji) filmu, a więc „Underworld”, który za niezwykłą gotycką formę zyskał kultowy status. I w zasadzie tylko za formę, bo z treścią jest znacznie gorzej… 

„Underworld” powstał na fali popularności „Matrixa” i nowej metody łączenia efektów specjalnych z akrobatycznymi scenami akcji (inny przedstawiciel tego gatunku to np. w „Equilibrium”). Jednak zamiast dystopijnego świata przyszłości otrzymaliśmy gotycką (choć współczesną) opowieść o wampirach walczących z wilkołakami. Co to znaczy gotycką? W skrócie: ciemno, mroczno, dużo lateksu, dużo gorsetów i wysokich wiązanych butów. Wrzućcie sobie w Google zdjęcia z festiwalu Castle Party w Bolkowie - gotycka stylistyka wciąż trzyma się mocno. A tematyka wampirów pasuje do niej idealnie! Trzeba przyznać twórcom „Underworld”, że warstwa wizualna udała im się nadzwyczaj dobrze. Mało tego, „Underworld” zawiera przynajmniej jedną kultową scenę, która na stałe weszła do kanonu popkultury (epicki cios mieczem). Co ciekawe, niemal identyczna scena znajduje się w nakręconym rok wcześniej wspomnianym „Equilibrium”. Przypadek? 

Warstwa wizualna to sama śmietanka, ale prawdziwą wisienką na torcie jest Kate Beckinsale jako główna bohaterka Selena. W lateksowym gorsecie, czarnych włosach i ze świdrująco niebieskimi oczami wygląda tak rewelacyjnie, że nic dziwnego, iż rok później wystąpiła w bardzo podobnym filmie „Van Helsing” (również o wampirach). Mało tego, przykład „Underworld: Rise of the Lycans” udowodnił, że ta seria trzyma się wyłącznie dzięki zjawiskowej Beckinsale, a gdy jej nie ma na ekranie, poziom drastycznie spada (ale o tym w innej recenzji). Miłym dodatkiem do obsady jest też świetny Bill Nighy w roli starszego wampira Viktora - choć tak po prawdzie to nie spodziewałem się niczego innego, bo jeszcze nie widziałem nigdy kiepskiej roli w jego wykonaniu. Niestety dla kontrastu drugim głównym bohaterem jest wampiro-wilkołak (wampirołak?) Michael, grany przez Scotta Speedmana, który zasłużył sobie na miejsce w pierwszej dziesiątce najgorszych aktorów, jakich widziałem na ekranie. Okropność! Aktorsko wychodzi zatem na zero, choć wizualnie z laurami dla Beckinsale. 

No dobra, tyle o obrazkach… A fabuła? Nudy na pudy, niestety. Gdyby nie rozliczne strzelanki i pościgi, filmu nie dałoby się oglądać. Scenariusz jest płytki, pełen ogranych klisz i drewnianych, jednowymiarowych postaci. Mówiąc szczerze nudzę się za każdym razem, gdy go oglądam, i z niecierpliwością wyczekuję scen z Victorem, albo też rozwałki w wykonaniu Seleny. Na szczęście w przypadku „Underworld: Evolution” jest już o wiele lepiej. Ale o tym w następnym wpisie!

Wniosek: Nudne, ale pełne kultowych scen.


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "Underworld"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger