"Jobs"

O czym to jest: Biografia Steve'a Jobsa, legendarnego twórcy firmy Apple.

jobs film recenzja 2013 kutcher

Recenzja filmu:

Pisałem już kiedyś o hollywoodzkiej modzie kręcenia dwóch filmów naraz na ten sam temat. Wciąż się zastanawiam, czy dzieje się tak dlatego, że ktoś kradnie kolegom ich pomysł, czy może po prostu w określonym momencie dana tematyka jest popularna. Jaka by nie była przyczyna, raczej nie sądzę, by zupełnie przypadkowo zmarły w 2011 roku Steve Jobs doczekał się jednocześnie aż dwóch biografii na swój temat - najpierw "Jobsa" w 2013 roku z Astonem Kutcherem w roli głównej, a następnie "Steve'a Jobsa" z 2015 roku z Michaelem Fassbenderem.

Niedawno skończyłem czytać (a raczej słuchać, jako że był to audiobook) biografię Jobsa autorstwa Waltera Isaacsona (polecam!). Napisana bez cenzury i bez łagodzenia kontrowersyjnych wątków, książka zaprezentowała prawdziwy obraz Jobsa jako marketingowego geniusza, technologicznego guru, a jednocześnie skrajnego chama i psychopaty, który był w stanie poświęcić wszystko (z rodziną włącznie) by przejść do historii świata. Co by nie mówić, udało mu się prawda? Nie tylko współtworzył takie korporacyjne giganty jak Apple czy Pixar, ale też wywindował je na piedestał technologicznych innowatorów, zyskując przy okazji miliony wiernych wyznawców. Często się zastanawiam, czy ktoś może wspiąć się na szczyt, nie depcząc przy okazji wszystkich ludzi wokół. I coraz częściej obawiam się, że niestety nie.

No ale do meritum. Jest jedna, podstawowa różnica między "Jobsem" z Kutcherem, a "Steve'm Jobsem" z Fassbenderem. Pierwszy film to najzwyklejsza biografia - przedstawia historię tytułowego bohatera i jego drogę od uduchowionego studenta college'u do prezesa Apple. W skrócie: pokazuje, co Jobs robił i jak to wpłynęło na świat. Drugi film stara się w artystyczny i niekonwencjonalny sposób podejść do tego, kim są osoby takie jak Jobs i co je napędza. Bardziej przypadła mi ta druga wersja, co wcale nie oznacza, że uważam "Jobsa" za gorszy film. Mało tego, sądzę że jest to o wiele lepsza biografia Jobsa. Aston Kutcher, którego nigdy nie traktowałem poważnie jako aktora, przeszedł niezwykłą metamorfozę na ekranie. Nie tylko mówił, ale też chodził i gestykulował jak Jobs. Jeśli aktor jest rzemieślnikiem, wcielającym się w określoną postać, to Kutcher zasłużył na piątkę z plusem. Również fabuła filmu jest dość mocno wierna faktom, choć przedstawione na ekranie osoby, jak chociażby Steve Wozniak, skrytykowały dość mocno scenariusz za nieprawdziwą interpretację konkretnych wydarzeń. Ale nie od dziś wiadomo, że prawda zależy od punktu widzenia, czyż nie?

Mam kilka zarzutów co do "Jobsa". Jest na pewno zbyt hagiograficzny i nie zadaje sobie trudu, by przekazać widzom coś więcej niż tylko odtworzenie poszczególnych wydarzeń z życia Jobsa i firmy Apple. Ogląda się go dobrze, ale to za mało, by pozostał w pamięci na dłużej. A szkoda, bo kreacja Kutchera zasługiwała na nieco bardziej awangardowy scenariusz.

Wniosek: Niezły film, ale niestety szybko ulatuje z pamięci.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger