"The Shannara Chronicles" ("Kroniki Shannary")

O czym to jest: Przygody młodych elfów.

kroniki shannary serial recenzja

Recenzja serialu:

Domagam się, by nowe produkcje kinowe i telewizyjne posiadały obowiązkowy "Teenage Alert" albo coś w tym stylu. Dla zasady nie oglądam produkcji dla nastolatków i z nastolatkami w roli głównej. Mierżą mnie czerstwe dialogi, drewniana gra aktorska i fabuła krążąca w okolicy tematów: "Mój Boże, jestem w ciąży, ale z kim?". Jednak dałem się skusić na spróbowanie "Kronik Shannary", zapowiadanych jako nowatorski serial fantasy w tolkienowskim wydaniu. Na plus przemawiał fakt, że występują w nim elfy, trolle, czarodzieje, demony i inne stwory, które znacie z większości książek fantasy, a zdjęcia powstawały w Nowej Zelandii! Niestety muszę powiedzieć, że cierpiałem katusze oglądając pilot serialu... Ale traktuję ten czas jak przejście koniecznej choroby, by zyskać odporność na przyszłość.

"Kroniki Shannary" to ekranizacja cyklu książek fantasy autorstwa Terry'ego Brooksa, bardzo popularnych w USA i krajach anglojęzycznych. Nie wiem, czy miała to być nowozelandzka odpowiedź na "Grę o Tron", ale jeśli tak, to ktoś powinien za to wylecieć z roboty. Serial ma tragiczny poziom i fakt, że prawdopodobnie jest kierowany do wiekowej grupy docelowej 15-19, wcale mu nie pomaga. Broni się jedynie scenografia, ponieważ widzimy tu świat fantasy, który jest Ziemią po straszliwym kataklizmie (wszędzie widać szczątki dawnych miast, wraki statków, pojazdów etc.). A więc postapokalipsa, tyle że z elfami. Ale to koniec "przykrych widoków", ponieważ cała reszta jest pokazana przez różowe okulary. Główni bohaterowie są piękni, młodzi, szczupli (i biali), a przy tym stworzeni do wielkich rzeczy i posiadający niezwykłe umiejętności. Muszą się mierzyć nie tylko z demonami i różnymi bandziorami, ale przede wszystkim z własnymi uczuciami... Bla bla bla. Boże, kto to nakręcił i po co? Jak słowo daję, w telewizji naprawdę starczy "Hannah Montana" czy "Beverly Hills, 90210", nie trzeba kręcić kolejnych produkcji i przyczepiać bohaterom niedorzecznych spiczastych uszu...

Fabuła jest nawet nie tyle prosta, co wręcz prostacka, a ponadto w żadnym stopniu nie sili się na oryginalność. Scen akcji praktycznie nie ma, efekty CGI wymagają specjalnej troski, a aktorzy deklamują kwestie z entuzjazmem godnym sprzedawcy w McDonaldzie. A ponieważ jest to serial stworzony dla przygłupiej zachodniej młodzieży, nie ma tu przemocy, nagości czy mocniejszych scen. Ułagodzone fantasy dla nastolatków... czy może być coś straszniejszego?

Wniosek: Beverly Hills 90210 z elfami. Okropne!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger