"Terminator: Dark Fate" ("Terminator: Mroczne Przeznaczenie")

O czym to jest: Robot z przyszłości próbuje zabić nadzieję ludzkości.

terminator mroczne przeznacznie film cameron schwarzenegger hamilton

Recenzja filmu:

Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego. To jedna z mądrzejszych maksym, jakie słyszałem w życiu. Opowieść o tym, jak i czemu powstał „Terminator: Dark Fate” starczyłaby na cały artykuł, więc postaram się ją skrócić do niezbędnego minimum. A zatem: do tej pory w uniwersum „Terminatora” mieliśmy cztery oficjalne filmy, po kolei licząc: „The Terminator”, „Judgement Day”, „Rise of the Machines” oraz „Salvation”. Do tego dochodzi okropnie złe „Genisys”, które miało być rebootem całości i jako takie wpisało się poza chronologię. I tak by zostało, gdyby pewnego dnia James Cameron, współtwórca postaci Terminatora i reżyser pierwszych dwóch filmów, nie przejął z powrotem praw autorskich do franczyzy. Cameron stwierdził, że dotychczasowa trzecia część – czyli „Rise of the Machines” – mu się nie podoba, i postanowił wyprodukować swoją własną wersję. Tak powstało „Dark Fate”

Takie kasowanie filmów celem zrobienia swojej własnej wersji zawsze uważałem za nieuczciwe – jest to dla mnie brak szacunku dla osiągnięć innych reżyserów i całej obsady, która stworzyła tamte filmy. Na szczęście kluczowym elementem fabuły wszystkich „Terminatorów” jest pętla czasowa – chodzi o to, że do teraźniejszości przybywają postacie z przyszłości, których teraźniejsze czyny powodują zaistnienie takiej, a nie innej przyszłości. Dlatego też nie widzę przeszkód, by obecnie za „pierwszą” część uznawać stare „Rise of the Machines”, następnie „Salvation”, a potem już lecieć w kolejności: „Terminator”, „Judgement Day” i „Dark Fate”. W ten sposób najnowszy film nie jest nową częścią trzecią, ale piątą. Ale to oczywiście moja własna terminologia. Tyle w kwestii wyjaśnienia! 

Niemniej trzeba podkreślić, że „Dark Fate” jako sequel „Judgement Day” w sposób naturalny będzie zawsze porównywany do starego sequela, czyli „Rise of the Machines”. I w tym porównaniu niestety tegoroczny film przegrywa po całości! No, może z jednym wyjątkiem, a jest nim Linda Hamilton. To wielki przywilej móc zobaczyć, jak na ekran wraca postać uzbrojonej po zęby, wściekłej Sary Connor! Dodatkowo jestem zadowolony z nowego modelu Terminatora, który tym razem (to faktycznie nowość) potrafił dzielić się na dwa samodzielne roboty – metalowy szkielet i „skorupę” z płynnego metalu. Niestety obawiam się, że to koniec moich pochwał. „Rise of the Machines” miało lepsze tempo, sceny akcji (pościg dźwigiem!), a także prawdziwy niewymuszony humor oraz świetnego wroga – „żeńskiego” robota Terminatrix. No i doliczmy do tego niebanalną końcówkę, której chyba nikt się nie spodziewał. Pod tym względem „Dark Fate” jest niestety proste i przewidywalne jak drut. 

Nie oznacza to jednak, że „Dark Fate” uważam za zły film – doceniam techniczną biegłość, w miarę znośne efekty specjalne, grę aktorską czy dialogi. Słowo, którego mógłbym użyć odnośnie podsumowania filmu brzmi: poprawny. Ale to za mało! Od dobrego kina akcji wymagam tej nieuchwytnej iskry, nutki przygody i fantazji, która wciągnie widza w świat historii nie z tego świata. Tutaj… nie czułem nic. Żadnych emocji, a jedynie znużenie. A zacząłem od irytacji, bowiem jedna z pierwszych scen de facto sprawia, że wszystko co działo się w pierwszym „Terminatorze” i „Judgement Day” nie miało żadnego sensu. Po co więc traciliśmy tyle godzin na śledzenie tej historii? 

Wiem, że „Dark Fate” miało być zaczątkiem nowej trylogii, stąd też wprowadzenie nowej głównej bohaterki, młodej Meksykanki Dani (w tej roli Natalia Reyes). Niemniej sądząc po klęsce finansowej filmu, szczerze wątpię w kolejne sequele. O wiele bardziej wolałbym zobaczyć dokończenie wątków z „Salvation”, czyli kolejne epizody postapokaliptycznej wojny z maszynami – i to bym kupił! Ile jeszcze razy mamy oglądać kolejnego złego Terminatora, który cofa się w czasie i dobrego Arnolda Schwarzeneggera, który z nim walczy? Już starczy, naprawdę! 

A może po prostu zostawmy wszyscy franczyzę „Terminatora” w spokoju. Jeśli producenci nie chcą nam dać porządnej wojny z maszynami, ruchu oporu, laserowych karabinów i konstrukcji wehikułu czasu, to niech spadają. Ja się będę cieszył oryginalnymi czterema filmami, a „Dark Fate” jak i „Genisys” sobie podaruję. Hasta la vista, baby!

Wniosek: Niepotrzebna historia, na dodatek pozbawiona ikry.


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "Terminator"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger