"The Hobbit: The Desolation of Smaug" ("Hobbit: Pustkowie Smauga")

O czym to jest: Krasnoludy docierają do Samotnej Góry i walczą ze smokiem.

hobbit pustkowie smauga film recenzja bilbo gandalf thorin

Recenzja filmu:

Czekałem, czekałem i się doczekałem. Na "Pustkowie Smauga" wybrałem się z mocnym przekonaniem, że cokolwiek zobaczę na ekranie na pewno będzie mi się podobać. Tak też było, zatem polecam wszystkim takie podejście. Ułatwia dobrą rozrywkę! 

Postacie, scenografia, akcja, scenariusz - rewelacja. I co z tego, że pewnych rzeczy nie było w książce? Odnoszę wrażenie, że ten film i tak jest najbardziej wierny oryginałowi ze wszystkich dotychczasowych części sagi, wliczając w to całego "Władcę Pierścieni". Thorin popadający w szaleństwo jest rewelacyjny, dokładnie taki jak go stworzył Tolkien (nie wiem, czy jest lepszy od Boromira z "Drużyny Pierścienia", ale i tak to klasa mistrzowska). Balin gra znakomite sumienie moralne, Bombur i Dwalin to samograje, a Bofur który zachlał pod stołem podbił moje serce. Nawet romans Kiliego z elfką nie jest dla mnie denerwujący, bo ci którzy czytali książkę i tak wiedzą, jak to się skończy... Dodatkowo kieruję wielki ukłon dla twórców za mocne podkreślenie złej mocy Pierścienia, a także za poważne potraktowanie wątku Dol Guldur. Będzie się działo! 

Jestem wręcz zachwycony wyglądem Esgaroth - jeśli byliście kiedyś w jakichś skansenach i oglądaliście XVI i XVII-wieczne budownictwo, to wiecie że DOKŁADNIE TAK wyglądałoby miasto zbudowane na jeziorze w pre-industrialnej epoce. Kompletny obłęd! Luke Evans jako Bard, mimo że wyglądał jak mroczny Legolas, okazał się bardzo interesujący, a ja wręcz nie mogę się doczekać jego finalnej konfrontacji ze smokiem! A, i jeśli ktoś mi nie wierzył, że elfy są złe, niech dokładnie poogląda Thranduila. Nie znoszę elfów. 

Co do kluczowego zjawiska w tym filmie, czyli Smauga, to muszę stwierdzić, że w pojedynku na "smoczość" Draco vs. Smaug w dalszym ciągu wygrywa Draco z "Dragonheart"! Dlaczego? Bo Smaug to wywerna, a nie smok! Niemniej zrobiony jest fantastycznie, a wykorzystanie technologii motion performance do animacji smoka zdecydowanie się opłaciło. Szkoda tylko, że mówi głosem Khana ze "Star Trek Into Darkness". Ale to fajny głos, więc nie narzekam. Spośród rzeczy, do których mógłbym mieć lekkie zastrzeżenia, wspomnę oczywiście spuchniętego Legolasa - widać ojcowska kuchnia mu dobrze służyła w młodości, bo nabrał tłuszczyku... Tak samo Beorn wydawał się być zbędny w tym filmie, ale pewnie go dali, żeby fani Tolkiena nie narzekali, że wycięto go jak Toma Bombadila (i tu ważna uwaga: gdyby Tom Bombadil pojawił się w "Drużynie Pierścienia", efekt byłby dokładnie taki sam, czyli żaden dla przebiegu akcji). Trochę też było za dużo gadających orków. Orkowie mają krwawo umierać, a nie toczyć dysputy filozoficzne! Dodatkowo "Pustkowie Smauga" jest najmniej kompletną częścią ze wszystkich dotychczasowych sześciu filmów, bo jako jedyna nie stanowi spójnej całości i urywa się wrednym cliffhangerem. Nie wątpię że przy całościowym oglądaniu będzie to super wyglądać, ale mimo wszystko widać, że wykrojono ten film na siłę, sztucznie dzieląc finał "Hobbita" na dwie osobne produkcje.

P.S. Odnoszę też wrażenie, że twórcy polepszyli jakość obrazu 48fps. Poprzednio mnie denerwowała, a teraz się naprawdę dobrze bawiłem. I to mówi człowiek, który ma wręcz alergię na technologię 3D!

Wniosek: Klasyka kina przygodowego. Trzeba znać!


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii o Śródziemiu! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger