"Wild Tales" ("Dzikie Historie")

O czym to jest: Sześć historii o tym, jak ludziom puszczają nerwy.

dzikie historie film recenzja plakat

Recenzja filmu:

Argentyński film "Wild Tales" już dobre pół roku nie schodzi z ekranu kin. To jedna z tych produkcji, o których robi się coraz głośniej i głośniej, a poczta pantoflowa nieustannie napędza nowych widzów do kina. Czy to oznacza, że trafiliśmy na arcydzieło? Niekoniecznie.

Problem z filmami-antologiami polega na tym, że poszczególne elementy mogą się różnić jakością i niekoniecznie dobrze wpływać na całość konstrukcji. Są oczywiście przykłady filmów (jak np. "Cztery Pokoje"), w których forma antologii jest jak znalazł. Tymczasem w "Wild Tales" dostajemy sześć bardzo nierównych (również pod względem długości) opowieści o zwykłych ludziach, którym pękła żyłka. Po kolei: nieprzypadkowe spotkanie ludzi w samolocie, kelnerka spotykająca swoje nemezis, klasyczny przykład road rage na pustkowiu (ukłon w stronę kultowego filmu "Duel"), sfrustrowany urzędnikami smutny saper, próba zatuszowania wypadku drogowego i w końcu Panna Młoda, która na weselu odkrywa zdradę męża. Dużo wątków, dużo postaci... i za mało ogarnięcia całości, by zrobić z tego jeden sensowny film.

Aby ocenić jakość "Wild Tales", muszę po kolei omawiać poszczególne odcinki, inaczej się nie da tego zrobić. Gotowi? No to jedziemy.

1) Samolot - bardzo ponura opowieść, zwłaszcza że coś podobnego naprawdę się wydarzyło już po premierze filmu. Krótkie i jednocześnie wcale nie szokujące, bo zbyt prawdziwe. Mnie osobiście to przeraża.
2) Kelnerka - również bardzo krótkie, niezgrabne i w zasadzie nieciekawe. Za mało było czasu, by wczuć się w historię, która wyparowuje z głowy wraz z napisami końcowymi. A to niedobrze.
3) Kierowcy - tu przynajmniej była opowieść od A do Z. Wprawdzie nie umywa się do wspomnianego już filmu "Duel", ale i tak jest niezła, a jednocześnie bardzo rzeczywista. Ktokolwiek jeździ autem, ten przynajmniej kilka razy spotkał się z takimi kierowcami-wariatami. Nie wiem jak wy, ale ja zawsze wożę ze sobą coś ciężkiego w aucie. Na wszelki wypadek.
4) Saper - dobre, choć przewidywalne od pierwszej do ostatniej sekundy. Ten odcinek podoba się widzom głównie dlatego, że każdy z nas choć raz miał na pieńku z jakimś urzędem. Ot, realia i stresy wielkiego miasta. Nic nowego. 
5) Wypadek - znośne, ale za mało surrealistyczne. Podobne techniki fabularne i zwroty akcji stosują tacy twórcy jak np. Tarantino, ale on to robi miliard razy lepiej. Niezgrabnie nakręcony odcinek, poza tym urwany na samym końcu i w sumie nie dający żadnego morału. A jakiś by się tu przydał.
6) Panna Młoda - jedyny prawdziwie genialny fragment filmu. Z zapartym tchem śledzimy losy biednej kobiety, której los (i świeżo upieczony mąż) zamienił najlepszą noc życia w najgorszą. Czy wszyscy wyjdą z tego cało?

I takie właśnie są "Wild Tales". Warto to obejrzeć dla studium ludzkiego charakteru, aczkolwiek nazywanie tego filmu komedią to zdecydowana przesada. W większości nie ma tu nic śmiesznego. A może właśnie o to chodziło?

Wniosek: Ciekawe, ale można to było nakręcić lepiej.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger