"Arrival" ("Nowy Początek")

O czym to jest: Kosmici przylecieli na Ziemię. Teraz trzeba się z nimi dogadać.

nowy początek film recenzja adams renner whitaker

Recenzja filmu:

Media i recenzenci na całym świecie zachwycają się "Arrival", nazywając go nowym krokiem w dziedzinie kosmicznego kina i najlepszym filmem science fiction dekady. Ale ja chyba oglądałem inny film. Niestety "Arrival" mogę nazwać co najwyżej dobrą, ale przeciętną produkcją. Wprawdzie pobudziła mnie do długiej i burzliwiej dyskusji po seansie, ale zawierała w sobie tak samo dużo wad, przeintelektualizowanego patosu i nieścisłości, jak inny głośny tytuł ostatnich lat, a więc "Interstellar" (skądinąd również wychwalany przez tych samych recenzentów). 

Chcecie dobrego, tegorocznego kina SF? To zapraszam do "Midnight Special". Może gdyby piewcy "Arrival" obejrzeli wcześniej wspomniany film, zrozumieliby, że można nakręcić poruszające, emocjonalne kino bez intelektualnej sieczki. Od razu zaznaczę, że naprawdę lubię czasem powysilać mózgownicę w trakcie seansu, ale wolę, gdy twórcy filmu serwują mi zagadki logiczne bez walenia młotkiem po głowie, i na dodatek bez dopowiedzenia połowy faktów. Takie np. "Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia" czy "Kontakt" są dowodem na ponadczasowość doskonałego, przemyślanego scenariusza o pierwszym kontakcie z kosmitami. Trudno w tej chwili stwierdzić, czy ktoś za parę lat będzie pamiętał o "Arrival" - ale sądząc po odzewie, to całkiem możliwe. Tylko po co?

Sama koncepcja filmu jest fajna i akurat do niej nie mam zastrzeżeń. Na całej planecie lądują statki kosmitów... I tak po prostu sobie wiszą bez ruchu. Teraz piłeczka jest po stronie ludzkich naukowców (na czele z lingwistką graną przez Amy Adams, a więc Lois Lane z "Man of Steel"), by dogadać się z ufokami, wyglądającymi jak gigantyczne kałamarnice. Zarówno problem komunikacji, wygląd kosmitów czy ich technologia są znakomicie przemyślane. Wbrew pozorom kosmici (o ile istnieją) z całą pewnością nie wyglądają jak ludzie z pomarszczonymi czołami albo spiczastymi uszami, tak jak w "Star Treku". To co widziałem na ekranie przypominało mi to pomysły rodem ze znakomitego cyklu książek "Szpital Kosmiczny" Jamesa White'a (który przy okazji gorąco polecam). A zatem to nie z ideą tego filmu mam problem. Tylko z formą.

Nie lubię gdy ktoś - jak w "Interstellar" - miesza poważne i dojrzałe kwestie naukowe z prostymi chwytami emocjonalnymi, przerysowanymi do granic możliwości. To bardzo trudne nakręcić dobry poetycki film, tak by nie przemienił się w napuszony, metafizyczny strumień świadomości (co spotkało chociażby "Drzewo Życia"). Tymczasem w "Arrival" widz chcący zgłębić naukowe zagadki zmuszony jest słuchać dyszącej w kombinezonie Amy Adams, zachowującej się jak po ostrej dawce środków uspokajających. Mało tego, film - jak przystało na emocjonalny dramat - skupia się w głównej mierze na uczuciach głównej bohaterki, jej rozterkach życiowych, traumach, obawach i nadziejach. Tylko czekać, aż zza regału książek wyłoni się spocony Matthew McConaughey krzyczący "Muuuuuuuuuuuuurph!" ze łzami w oczach. Amy Adams ma cierpieć i kropka, a my cierpimy razem z nią, z utęsknieniem czekając na katharsis i wyjaśnienie wszystkich zagadek fabuły (które następują jedynie połowicznie). Czy naprawdę tak ma wyglądać kosmiczny hit dekady? 

Nie wiem co jest takiego w Amy Adams, ale nie kupuję jej postaci - nie przekonała mnie w przygodach Supermana, nie przekonała również teraz. Na szczęście partnerował jej Hawkeye, czyli Jeremy Renner, co nieco podniosło walor tego filmu (żałuję jedynie, iż było go stosunkowo mało). Forest Whitaker w drugoplanowej roli twardogłowego pułkownika również podniósł wartość artystyczną filmu, ale to tyle. Nawet efekty specjalne, choć koncepcyjnie ciekawe, wyglądały nieco sztucznie jak na standardy kina z 2016 roku. Mogło być lepiej.

Nie jest to złe kino i rozumiem, jeśli ktoś się nim zachwyci. Ale serdecznie zachęcam do poszerzenia horyzontów i zgłębienia kina SF o inne produkcje, często o wiele ciekawsze, choć może mniej znane. Nie wszystko złoto, co się świeci.

Wniosek: W porządku, ale liczyłem na więcej.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger