"Passengers" ("Pasażerowie")

O czym to jest: Dwoje pasażerów budzi się za wcześnie na statku kolonizacyjnym.

pasażerowie film recenzja pratt lawrence

Recenzja filmu:

No proszę, jak ja lubię miłe niespodzianki. Przyznaję się, że poszedłem na "Passengers" tylko i wyłącznie dlatego, że jestem hardcore'owym miłośnikiem science fiction i wszelkiej tematyki tego typu. Trailer nie wyglądał najlepiej, nie przepadam za Jennifer Lawrence i w skrytości ducha uważam, że Chris Pratt jest przereklamowany. Ale wiecie co? Naprawdę się dobrze bawiłem!

Oczywiście trochę mi szkoda zmarnowanego potencjału na dobry dramat w kosmosie. Tematyka jest bardziej niż zacna: oto pasażer na statku kolonizacyjnym budzi się z hibernacji o 90 lat za wcześnie. Nie może wrócić spać, ma zatem do wyboru spędzić resztę życia samotnie lub... obudzić kogoś do towarzystwa, skazując go tym samym na śmierć. Gigantyczny dylemat moralny, prawda? Przy dobrym podejściu (i aktorstwie) dałoby się z tego zrobić wysokogatunkowy dramat. Dlatego też żałuję, że twórcy postawili wyłącznie na widowiskowy romans o dość płytkiej fabule. Na szczęście dzięki sprawnej realizacji nikt nie ucierpiał przy takim podejściu: ani widzowie, ani wartość estetyczna obrazu. Jedyną ofiarą jest wytwórnia, bowiem "Passengers" zaliczyli spektakularną finansową wtopę (ale tak to jest, gdy wypuszcza się film SF do kin w tym samym czasie, co "Rogue One"). 

Jeśli liczyliście na powtórkę z "Interstellar", to nic z tego. Owszem, sporo tu naukowego podejścia do tematyki kosmosu (włącznie z zachowaniem praw fizyki), ale "Passengers" wygląda bardziej na kinowy reboot "Stargate Universe". Tam też mieliśmy do czynienia z grupą ludzi uwięzionych na gigantycznym statku kosmicznym, a pierwsze skrzypce grały uczucia bohaterów. Mało tego, nawet muzyka jest bardzo podobna do wspomnianego serialu (to akurat na plus). To co podobało mi się chyba najbardziej, to design statku Avalon (rewelacja!), a także roboty, reprezentowane tu przez świetnego Michaela Sheena w roli sympatycznego robo-barmana. A pozostali aktorzy? Cóż, Chris Pratt jak zwykle wypadł sympatycznie, choć trudno będzie mu się pozbyć gęby Star-Lorda ze "Strażników Galaktyki". Niestety Jennifer Lawrence zaniżała poziom, a ja osobiście wciąż nie mogę się nadziwić, dlaczego jest taka popularna wśród widzów (może najwyższy czas, żebym w końcu obejrzał "Igrzyska Śmierci"...). 

Warto obejrzeć "Passengers", jeśli macie ochotę na bezrefleksyjny wieczór w miłym towarzystwie. Ot taka przygoda w kosmosie, która doleciała na ekrany kin, po czym podążyła dalej, pogrążając się w otchłani zapomnienia. Niewielka to strata dla kinematografii, choć przyznaję, że obrazki były ładne.

Wniosek: Zadziwiająco przyjemne, choć płytkie kino rozrywkowe.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger