"The Gifted" ("Naznaczeni")

O czym to jest: Rodzina mutantów ucieka przed prześladowaniami.

naznaczeni recenzja serialu x-men

Recenzja serialu:

Dobiegła końca emisja pierwszego sezonu "The Gifted", czyli najnowszego serialu o przygodach "X-Menów" (tyle, że bez X-Menów). Jak do tej pory moje ulubione superbohaterskie uniwersum składało się niemal wyłącznie z filmów, dlatego byłem bardzo ciekawy, czy uda się przenieść je na mały ekran. I choć forma okazała się stać na bardzo wysokim poziomie, to niestety treść już nie bardzo.

Gdybym dostawał dolara za każdym razem, gdy na ekranie pada słowo "family", siedziałbym już na Bahamach. Motyw rodziny stał się tu główną osią fabuły, wykorzystaną do niemal karykaturalnych rozmiarów. Co druga rozmowa między postaciami dotyczy tego, że są rodziną i dlatego muszą się wspierać we wszelkich problemach. Gdyby wyciąć te wszystkie dłużyzny i niepotrzebne dialogi (bo umówmy się, wystarczy jedna taka konwersacja, a nie dwadzieścia - widzowie tak szybko nie zapomną), to akcję pierwszego sezonu z powodzeniem dałoby się zamknąć w ośmiu odcinkach. Niestety umęczyłem się trochę oglądając pełne trzynaście epizodów. Dodatkowo przeszkadzał mi całkowity brak realizmu w psychologii i fizjologii postaci - i nie mam tu na myśli mutantów jako takich. Tytułowa rodzina Struckerów to oczywiście klasyczny (i biały) amerykański model 2+2, z heroicznym ojcem zajmującym ważną pozycję (w tym wypadku prokuratora), empatyczną i seksowną blond-mamą (rzecz jasna pielęgniarką z zawodu), oraz idealne urodziwe rodzeństwo o złotych sercach. Ale nie tylko Struckerowie są tu problemem. Wszystkie inne główne postacie są tak samo piękne i szczupłe, niczym wyciosane z marmuru greckie posągi. Dla serialu osadzonego w drugiej połowie XXI wieku życzyłbym sobie nieco więcej różnorodności. To nie lata 90.!

"The Gifted" stara się być interesującym prequelem "Logana" gdzie, jak pamiętamy, mutanci w większości zniknęli z powierzchni Ziemi. Serial opowiada o tym, jak mogło do tego dojść - o rządowych prześladowaniach, pogromach i tajnych agencjach, które za cel wzięły sobie eliminację mutantów w ramach niewypowiedzianej wojny z ludzkością. Wątki praw człowieka, wolności oraz tolerancji zarysowane w "The Gifted" są oczywiście bardzo ważne i potrzebne - szkoda tylko, że podano je w tak naiwnej formie. Na szczęście tam gdzie zawodzi scenariusz, nadrabiają efekty specjalne. Moce mutantów prezentują się spektakularnie! Nie jest to oczywiście skala niszczenia całych miast, jak np. w "Apocalypse", bo i akcja serialu dzieje się w trzech budynkach na krzyż, ale i tak wygląda to znakomicie.

A jak z mutantami? Tu jestem całkiem zadowolony. Ze znanych postaci pojawiła się wyłącznie Blink, którą wcześniej mieliśmy okazję przez moment oglądać w "Days of Future Past". Resztę nowej ekipy stanowią Polaris (żeńska wersja Magneto), Eclipse (latynoski Cyclops) oraz Thunderbird (wariacja na temat Wolverine'a). Wszyscy fajnie przedstawieni i z interesującymi mocami. Oczywiście mamy też "złych mutantów", tym razem w postaci wskrzeszonego Hellfire Club, o którym ostatnio słyszeliśmy w "First Class". Swoją drogą nawiązań do kinowych filmów jest więcej - pojawiają się chociażby potomkinie White Queen (czyli Emmy Frost), Trask Industries oraz adamantium, pozyskane z ruin laboratorium, w którym powstał Wolverine. To wszystko bardzo miłe akcenty dla miłośników spójności uniwersum, jednak aby mogły zostać wspaniałą wisienką na torcie, najpierw potrzeba porządnego tortu jako takiego.

"The Gifted" jest proste, efektowne i sprowadzone do intelektualnego poziomu statystycznego amerykańskiego widza. Niestety dla mnie jest to strata czasu, więc po pierwszym sezonie odpuszczam. Ale z ciekawości będę śledził spoilery odnośnie kolejnych odcinków. A nuż kiedyś pojawią się postacie z filmów?

Wniosek: Świetne efekty, ale przeciętna fabuła.


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "X-Men"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger