"Marriage Story" ("Historia Małżeńska")

O czym to jest: Burzliwy kryzys związku dwójki ludzi.

historia małżeńska film recenzja netflix adam driver scarlett johansson

Recenzja filmu:

Filmy można bardzo ogólnie podzielić na trzy rodzaje. Pierwszy to czysta, popcornowa rozrywka, w której zresztą Jest Kultowo się specjalizuje. Drugi to sztuka przez wielkie SZ, czyli filmy-instalacje artystyczne, jak chociażby pokrętne dzieła Davida Lyncha. No i jest trzecia kategoria, obrazy opowiadające albo o ważnych wydarzeniach w dziejach świata, albo o prawdziwych ludzkich sprawach i emocjach. Obrazy prawdziwe, będące zwierciadłem rzeczywistości. Takie jest „Marriage Story”

Według najnowszych danych 33% małżeństw w Polsce kończy się rozwodem. W USA współczynnik ten sięga nawet 50%. Wielu specjalistów próbowało wskazywać przyczyny tego zjawiska, a ja – choć nie jestem fachowcem – również mam swoją teorię. Jako mąż, człowiek żonaty od prawie 7 lat, a w związku od 13 lat (co do dnia), z doświadczenia mogę powiedzieć, że prawdziwy kryzys zaczyna się, gdy ludzie przestają ze sobą rozmawiać oraz słuchać się nawzajem. Dopóki obydwu stronom zależy, nawet największy problem da się wspólnie rozwiązać. Niestety wystarczy że jedna ze stron będzie uporczywie stawiać na „ja” zamiast na „my”, i finał może być tylko jeden. Pod tym względem „Marriage Story” nie jest może zbyt odkrywcze, ale za to niezwykle wiarygodne. Taką drogę jak w filmie przeszło w rzeczywistości tysiące, jeśli nie miliony par. 

Fabuła jest prosta, co nie znaczy że prostacka. Bohaterami małżeńskiej opowieści jest dwójka artystów – On (Adam Driver), uznany nowojorski reżyser teatralny z wielkimi osiągnięciami, oraz Ona (Scarlett Johansson), utalentowana aktorka w jego zespole. W tle dziecko, niespełnione ambicje, złamane obietnice i to, o czym wspomniałem na początku: brak chęci zrozumienia drugiej strony. Żadna z dwóch stron nie chce kryzysu, ale w takich warunkach wydaje się on nieuchronny. Często w przypadku konfliktów mówi się, że „obydwie strony są winne”. To jednak nieprawda. Po obejrzeniu „Marriage Story” nie mam wątpliwości kto był winien zaistniałej sytuacji i kto pierwszy przestał słuchać. Wprawdzie w tym przypadku problem prawdopodobnie był wbudowany w samą podstawę związku, ale i tak szkoda, że musiało do tego wszystkiego dojść. 

Ten film będzie zapamiętany w historii kina przede wszystkim za najwyższej klasy aktorstwo. O Adamie Driverze mam dobre zdanie od lat (z uwagą oglądam każdy film, w którym zagra) i bez wątpliwości stwierdzę, że to jego najlepsza rola w historii. Jego emocjonalny monolog w kierunku żony, w którym w końcu wychodzi na wierzch cała ropa, jaka od lat zbierała się pod stoicką powierzchnią, powoduje oniemienie widza. Cóż za klasa i potęga! Scarlett Johansson nie jest gorsza i przykuwa uwagę ekspresyjnymi szarżami emocji, pomiędzy którymi trzyma fason opanowanej damy. A w tle prawdziwe giganty kina – Laura Dern, Alan Alda (!!!) i Ray Liotta! Mówię Wam, że będą z tego Oscary i Złote Globy, a przynajmniej nominacje! 

Polecam ten film wszystkim aktualnym, byłym i przyszłym małżonkom. Niech służy za poradnik czego nie robić, a co robić, by na końcu nastąpił happy end. Czego i sobie, i Wam z całego serca życzę.

Wniosek: Wybitnie zagrane, poruszające kino.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger