"Tenet"

O czym to jest: Tajny agent musi uratować teraźniejszość przez zagrożeniem ze strony ludzi przyszłości.

tenet film recenzja christopher nolan robert pattinson

Recenzja filmu:

Lubię kino, które zmusza widza do wysiłku intelektualnego. To miłe móc wyjść z sali i przez kolejne godziny analizować to co się zobaczyło, doszukując się kolejnych połączeń, odnośników i nawiązań. Ale by tak się stało musi być spełniona jedna, podstawowa zasada: widz musi mieć powód, by przeprowadzić taką analizę. I to jest największy problem najnowszej superprodukcji "Tenet" - jest bezcelowa.

Christopher Nolan przyzwyczaił nas do kina niebanalnego i spektakularnego, przesuwającego granicę osiągnięć kinematografii o jeden krok do przodu. Taka na przykład "Dunkierka" opowiadała w wizjonerski sposób o ważnym wydarzeniu w historii świata. "Interstellar" roztoczył oparte o naukę śmiałe wizje kosmosu, które niedługo później zostały nawet udowodnione. A "Incepcja" zaciekawiła widza bardzo interesującym konceptem "hakowania snów".  Z kolei "Tenet"... Obawiam się, że to film nakręcony dla samej idei pokazania odwróconego przepływu czasu na ekranie. A że nie ma w tym zrozumiałego sensu - oj tam! Tu zaznaczę, że nie mam wątpliwości, że gdyby zacząć analizować "Tenet" ujęcie po ujęciu to okazałoby się, że wszystko jest logiczne. Problem w tym że taka analiza wymagałaby wielu godzin pracy i rozpiski na kilku tablicach naściennych. Oczywiście można się pokusić o taki wysiłek, ale... musi być w tym jakiś cel!

Jedna z postaci mówi w filmie: "Nie próbuj tego zrozumieć - poczuj to". Tylko co dokładnie? Czemu miało służyć takie skomplikowanie fabuły, umieszczanie zwrotów akcji w zwrotach akcji, a także czasowe paradoksy paradoksów? Jeśli Christopher Nolan chciał się popisać jakim bystrym jest scenarzystą to gratuluję, udało mu się - nominacja do Oscara jest bardziej niż pewna. Ale tworzenie sztuki dla sztuki przestaje być sztuką, jeśli nie niesie za sobą odpowiedniego klimatu. Popatrzmy w ten sposób: filmy Davida Lyncha (takie np. "Twin Peaks") też są zakręcone jak jasny gwint, ale podskórnie czuć, że ma się do czynienia z czymś wyjątkowym. "Tenet" z kolei to zwykła szpiegowska strzelanka, tyle że zamotana i powiązana jak węzeł gordyjski. Unikalna w konstrukcji, owszem. Przełomowa dla kina? Nie sądzę.

Ale (jak to mówią wszystko przed "ale" się nie liczy) to wciąż bardzo widowiskowa strzelanka! Nakręcona z wielkim pietyzmem, ze świetnymi zdjęciami, muzyką i scenami akcji - no może za wyjątkiem finalnej bitwy lądowej, która za bardzo przypominała wielki mecz paintballa. Z kolei otwierająca film sekwencja quasi-ataku na teatr w Dubrowce była nieco zbyt realistyczna, bym się poczuł komfortowo (choć przyznaję, że nakręcona jest tip top!). Nie do końca przekonywał mnie też John David Washington w roli głównej - czasami wydawał się być pozbawionym emocji szpiegiem o mentalności robota, a czasami empatycznym herosem z misją ratowania świata. Na szczęście jego przeciwwagą był Robert Pattinson, o którym prawdą jest to co mówią - już na dobre pozbył się łatki idola nastolatek i z wielkim hukiem wszedł do pierwszej ligi Hollywood! Dodatkowo moje ukłony w stronę zjawiskowej Elizabeth Debicki i legendarnego Kennetha Branagha, którego marka mówi sama za siebie. 

Koniec końców wystawiam dla "Tenet" ocenę dostateczną - w górę za jakość wykonania, w dół za zbytnie zakręcenie widza i brak celu powstania tej historii. Niemniej czekam na kolejne dzieła Christophera Nolana, bo jednego możemy być pewni: nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!

Wniosek: Widowiskowe, ale zbyt skomplikowane by widz mógł się cieszyć tym filmem.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger