"True Detective" ("Detektyw")

O czym to jest: Zgorzkniali detektywi rozwiązują makabryczną zagadkę kryminalną.

Recenzja serialu:

"True Detective", podobnie jak "Fargo", to serial-antologia. Co to oznacza? Każdy sezon ma mieć osobnych bohaterów, fabułę i lokalizację, jednak z zachowaniem takiego samego klimatu. W przypadku wspomnianego "Fargo" udało się to rewelacyjnie! "True Detective" jest pod tym względem niestety bardziej nierówny. Żeby wyjaśnić dokładniej o co chodzi, opiszę każdy sezon osobno.

SEZON 1


detektyw sezon 1 recenzja serialu HBO mcconaughey harrelson
WOW. Tymi trzema literkami mogę skomentować poznanie serialu "True Detective". HBO po raz kolejny udowodniło, że dawno temu zdeklasowało BBC w wyścigu o najlepsze produkcje telewizyjne. Cieszę się, że uwielbiany przeze mnie gatunek filmów w apokaliptycznym klimacie z psychopatycznym mordercą w tle ma się dobrze. Ten serial nie jest tak dobry jak na przykład "Siedem", ale naprawdę jest niezły. Przenosi nas do malarycznej Luizjany, pełnej bagien, spoconych drzew i najgorszego rodzaju rednecków, tzw. white trash, efektu wielopokoleniowego chowu wsobnego. Południe Missisipi zawsze było kanwą świetnych produkcji, więc i tym razem lokalizacja gwarantowała sukces. Choć niby już to wszystko widzieliśmy.

Sprawdźmy, czy serial spełnia wszystkie wymogi gatunku: mamy apokaliptyczny klimat, psychopatycznego i filozofującego czuba mordercę (i pedofila na dodatek), zniszczonego życiem detektywa (a nawet dwóch) i zagadkę, którą może rozwiązać tylko wydalony ze służby policjant. Wszystko się zgadza. Ale mimo powtarzalności schematu, konstrukcja fabuły jest bardzo udana i trzyma w napięciu. Większość zasługi należy przypisać grającemu główną rolę Matthew McConaughey'owi, który (znowu!) udowodnił, że jest jednym z liderów wśród najlepszych aktorów współczesnego kina. Co za kreacja! Była tak dobra, że partnerujący mu Harrelson, mimo że równie świetny, wręcz ginął w jego obecności. McConaughey był tak zniszczony życiem, struty, depresyjny i przejmujący, że aż się robiło przykro. Jego postać sprawiała wrażenie, że śmierć (najlepiej gwałtowną) powita z ulgą. A to, co spotkało go na końcu, paradoksalnie było chyba najlepszym, co mógł dostać.

Oczywiście były tu pewnego rodzaju niedopatrzenia - powiedziałbym, że fabułę udało się zamknąć w 85%, zamiast w 100%. Zabrakło mi trochę rozwikłania wątku pedofilskiej szajki, kultu Żółtego Króla i pogłębienia znaczenia Carcosy. Trudno stwierdzić dlaczego. Niemniej zdecydowanie polecam te osiem odcinków pierwszego sezonu "True Detective" - to naprawdę pierwszorzędny kryminał z pełnokrwistymi postaciami.

Wniosek: Pierwszy sezon jest po prostu kultowy. Perfekcja rodem z HBO.



SEZON 2


detektyw sezon 2 recenzja serialu farrell mcadams
Po wspaniałym, niepowtarzalnym pierwszym sezonie, dotarliśmy do drugiej części "True Detective". Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko, zarówno pod względem fabuły, jak i gry aktorskiej. Wiem, że próba stworzenia drugiego sezonu w takim samym apokaliptycznym klimacie, z seryjnymi mordercami czającymi się na bagnach Luizjany, była skazana na porażkę. Dlatego też scenarzyści zmienili lokalizację na wielką aglomerację Los Angeles, rozszerzyli listę głównych bohaterów do czwórki (z czego trójki detektywów) i zamienili seryjne morderstwa w konglomerat układów korupcyjno-biznesowych. Efekt? Niestety niewypał.

Drugi sezon "True Detective" jest po prostu nudny! Przegadany, przeintelektualizowany, źle napisany i pozbawiony tempa. Z czwórki głównych bohaterów interesujący był wyłącznie Colin Farrell grający skorumpowanego, pogrążonego w nałogach detektywa. Partnerująca mu Rachel McAdams - choć poprawna - nie wnosiła swoją kreacją niczego, czego nie widzieliśmy w innych serialach o "detektywach z problemami". Z kolei trzeci policjant grany przez Taylora Kitscha okazał się być absolutnie zbędny w przebiegu fabuły. Nie mam zielonego pojęcia, po co w ogóle pojawił się na ekranie. Vince Vaughn grający emerytowanego gangstera, który próbuje się odnaleźć w pełnym układów legalnym biznesie, również okazał się być niewypałem, głównie z powodu koszmarnie długich, psychologiczno-filozoficznych monologów, wygłaszanych z brakiem jakiejkolwiek charyzmy. Oglądając drugi sezon "True Detective" czekałem w końcu, aż coś zacznie się dziać - ale niestety, z wyjątkiem znakomitej strzelaniny na koniec czwartego odcinka, praktycznie nic się nie wydarzyło. Nawet finał był bez wyrazu i bez katharsis, jakie otrzymaliśmy chociażby w pierwszym sezonie.

Drugi sezon nie wniósł niczego do świadomości widza, poza tym że policja jest skorumpowana, detektywi piją, ćpają i się łajdaczą, politycy biorą w łapę, a cały świat to bagno. Cóż, nic odkrywczego! Takie produkcje takie jak "Sicario" udowadniają, że można to pokazać lepiej. I nie trzeba na to aż ośmiu odcinków.

Wniosek: Przegadane i nudne. Zmarnowany potencjał na dobry kryminał.



SEZON 3


detektyw sezon 3 serial recenzja mahershala ali hboPo rozczarowującym drugim sezonie „True Detective” przed twórcami stanęło karkołomne zadanie stworzenia kolejnego sezonu opowieści, który dorówna geniuszowi pierwszego – zarówno pod względem fabuły, jak i aktorstwa. W tej ostatniej kwestii nie szczędzono pieniędzy i postawiono na naprawdę ciężką artylerię. Mahershala Ali jest aktorem na fali. Dopiero co zgarnął prawie pod rząd dwa Oscary (za „Moonlight” i „Green Book”), co podkreśla jego niezwykły talent. Można się było spodziewać, że jego angaż okaże się strzałem w dziesiątkę. I faktycznie, bo Ali wspaniale pasuje do roli detektywa z traumami, nawiedzanego przed duchy przeszłości. I to dosłownie, bo trzeci sezon „True Detective” dzieje się w trzech liniach czasowych naraz – latach 80., 90. i czasach współczesnych, co dało niezwykłą okazję pokazania trzech oblicz głównego bohatera. I wszystko to z zachowaniem cechującego ten serial apokaliptycznego, dystopijnego klimatu.

Co ciekawe, to nie zbrodnia jest tu główną osią fabuły, a raczej samo śledztwo i dochodzenie do prawdy. Ideą przewodnią wszystkich sezonów „True Detective” jest policjant z krwi i kości, który nie ustaje w wysiłkach, póki nie rozwikła zagadki. Oczywiście popełnia przy tym masę błędów, ma też ogromną liczbę wad – ale któż ich nie ma? Idąc tym tropem Mahershala Ali stworzył postać detektywa Haysa, introwertycznego weterana z Wietnamu, który prze przed siebie jak taran, nie zważając na skutki uboczne swoich czynów. Jego partnerem jest cyniczny, zdroworozsądkowy detektyw West (w tej roli dość mało znany aktor Stephen Dorff, który mam nadzieję zaliczy po tym występie awans w rankingu popularności). Muszę przyznać, że ta dwójka to jeden z moich ulubionych klasycznych zespołów detektywistycznych klasy czarny/biały policjant. Chemię było widać już od pierwszej sceny!

Co do osi fabuły, to aby nie spoilerować powiem bardzo oględnie: na amerykańskiej prowincji w latach 80. znika dwójka dzieci. Prowadzone śledztwo coraz dobitniej pokazuje, że w tej sprawie nic nie jest takie jak się wydaje, a prawdziwa zbrodnia leży zupełnie gdzie indziej. I choć na rozwiązanie zagadki bohaterom tej opowieści przyszło czekać prawie całe życie, to dla widza jest to zaledwie osiem odcinków dobrego, solidnego kryminału z satysfakcjonującym zakończeniem. Dzięki temu trzeci sezon „True Detective” nie jest może aż taką rewelacją jak pierwszy, ale jeśli tylko twórcy nie zboczą ponownie z obranej drogi i utrzymają klimat, mogą kręcić kolejne. Trzymam kciuki!

Wniosek: Bardzo dobre i klimatyczne. Serial wrócił do formy!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger