"Star Trek: The Original Series" ("Star Trek") [1966]
O czym to jest: Przygody załogi statku kosmicznego U.S.S. Enterprise.
Wniosek: Przerażająco staroświeckie, ale ma w sobie jakąś magię.
Recenzja serialu:
Ten serial, w swoim czasie zwany po prostu "Star Trek", zasługuje na miano legendarnego jak mało który. Nie dlatego, że jest dobry - wręcz przeciwnie, jest straszny. Nie dlatego, że wytrzymał próbę czasu - był obciachowy już wtedy, kiedy go kręcono. Ale dlatego, że w czasie gdy powstał (a był to rok 1966) telewizja jeszcze czegoś takiego nie widziała. I gdyby nie wizja Gene'a Roddenberry'ego, który postawił na swoim i przepchnął pomysł mimo oporu twardogłowych włodarzy telewizji, dzisiejsze produkcje science fiction mogłyby wyglądać zupełnie inaczej.
Uniwersum "Star Treka" jest o ponad dekadę starsze od "Star Wars", ale co ważne wciąż żyje i ma się dobrze (czego dowodem jest chociażby "Star Trek Discovery"). Przygody załogi statku kosmicznego U.S.S. Enterprise stały się wzorem klasycznej przygodówki w kosmosie. Cały serial to po prostu zbiór pojedynczych, często niezwiązanych ze sobą misji, podczas których - jak głosi motto serialu - nasi bohaterowie szukają nowych przejawów życia i cywilizacji tam, gdzie nie dotarł żaden człowiek. Oczywiście po drodze wielokrotnie cofają się w czasie, trafiają na planety do złudzenia przypominające starożytne cywilizacje, a także muszą mierzyć się z własnymi słabościami. Młodszym widzom powinno to coś mówić, bo to przecież wypisz-wymaluj scenariusze odcinków "Stargate SG-1" czy "Stargate: Atlantis"! Otóż to, drodzy fani fantastyki - to właśnie w "Star Trek: The Original Series" tkwi źródło wielu waszych ukochanych produkcji!
Z dzisiejszej perspektywy ogląda się to ciężko, żeby nie powiedzieć z fizycznym bólem. William Shatner jako kapitan Kirk jest uosobieniem amerykańskiej kultury macho, która w latach 60. powoli kończyła swój żywot. Nasz bohater heroicznie pokonuje przeciwników gołymi pięściami, a także przebiera w panienkach na prawo i lewo, nie omieszkując od czasu do czasu dać im po twarzy. Za to Leonard Nimoy w roli Spocka tak zrósł się ze swoją postacią, że stał się fenomenem popkultury na ponad pół wieku (a jego popularność wciąż nie przemija). Również dla pozostałych aktorów była to przygoda życia - warto wspomnieć, że w komplecie stawiali się na planie aż do "Star Trek VI: The Undiscovered Country" w roku 1991.
Dzięki temu serialowi marka "Star Trek" stała się znana niemal na całym globie, rozbudzając wyobraźnię milionów widzów. Jestem przekonany, że nawet George Lucas nie nakręciłby swojej przygody w odległej galaktyce, gdyby nie szalone misje kapitana Kirka i jego załogi. Jeśli niestraszne wam gumowe kostiumy, sceny akcji rodem ze szkolnego teatrzyku, przerysowana i sztuczna gra aktorska, a także seksistowskie oblicze telewizji lat 60., to polecam tę produkcję. Pewne rzeczy po prostu warto znać, choć może niekoniecznie w całości. Ale kilka odcinków należy spróbować obowiązkowo!
Wniosek: Przerażająco staroświeckie, ale ma w sobie jakąś magię.