"Mission: Impossible - Ghost Protocol"

O czym to jest: Szpieg Ethan Hunt ratuje świat przed wojną jądrową.

m:i 4 film recenzja tom cruise jeremy renner

Recenzja filmu:

No to lecimy z czwartą częścią serii "Mission: Impossible"! Ze smutkiem stwierdzam, że oglądając je jedna po drugiej zaczynam odczuwać pewien przesyt. Ale może to po prostu wina samego filmu... "Ghost Protocol" robi w tył zwrot od szalonego kina akcji, jakie zafundowały nam "M:I 2" i "M:I 3", i najbardziej stylem przypomina pierwszą "Mission: Impossible". Jest więc sporo szpiegowskich sztuczek, poruszania się na granicy prawa i ratowania świata w ostatniej chwili. Czyli teoretycznie tego, co fani tej serii lubią najbardziej.

Przyznaję, że "Ghost Protocol" miało bardzo dobre momenty. Tom Cruise jak na niego przystało po raz kolejny odwalił imponujący popis kaskaderski - tym razem była to mrożąca krew w żyłach wspinaczka po Burj Khalifa w Dubaju. Może to dlatego że mam lęk wysokości, ale jak słowo daję podczas oglądania tej sceny zmiękły mi kolana! Kieruję wyrazy najgłębszego szacunku do Cruise'a - jest prawdziwym artystą kina akcji! A skoro przy Dubaju jesteśmy to muszę przyznać, że sekwencja rozwałki w tym mieście z finałem w postaci epickiej burzy piaskowej zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Gdyby jeszcze cała reszta filmu tak wyglądała, nie powiedziałbym złego słowa!

Szkoda, że scenarzyści nie pokusili się o coś bardziej oryginalnego niż powstrzymywanie wojny jądrowej w ostatniej chwili. To też dość ograny motyw kina szpiegowskiego, więc niespecjalnie byłem zaciekawiony, co stanie się dalej. Nie robił też na mnie wrażenia bezimienny główny czarny charakter - przez moment miałem nadzieję, że będzie nim zatrudniony w tym filmie Jeremy Renner (którego swoją drogą bardzo lubię), ale jednak twórcy polecieli utartym schematem. Przynajmniej jasnym punktem był Simon Pegg w znacznie większej roli niż w "M:I 3", wprowadzający konieczny element komediowy. No i warto też zauważyć, że małe epizody zaliczyli znany z "Lost" Josh Holloway, coraz popularniejsza Léa Seydoux, a także mój ulubiony statysta kina science fiction, czyli Mike Dopud (wiem, że akurat to nazwisko nic wam nie mówi, ale nic nie poradzę, że go lubię). 

Teoretycznie w "Ghost Protocol" wszystko było ok. Niestety mimo to dosyć się wynudziłem. Podwyższam ocenę za obsadę i kaskaderkę, ale ogólnie życzyłbym sobie o wiele więcej akcji w kolejnych częściach.

Wniosek: Za bardzo statyczne jak na kino akcji. Ale ujdzie.


<<< Sprawdź kolejność serii "Mission: Impossible"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger