"Avenue 5"

O czym to jest: Luksusowy wycieczkowiec w kosmosie staje przed serią poważnych problemów. Rozwiązać je może tylko... no właśnie, kto?

avenue 5 serial hbo recenzja hugh laurie josh gad

Recenzja serialu:

Rok 2020, pośród rzecz jasna wielu przykrych wydarzeń, przyniósł nam jak do tej pory też parę miłych niespodzianek. Jedną z nich jest kolejny dowód na prawdziwość powiedzenia, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tym trzecim jest oczywiście widz, a dwoma rywalami są giganci serwisów VOD - Netflix oraz HBO. To nie przypadek, że niemalże w tym samym momencie obydwie platformy wypuściły bardzo podobne seriale komediowe dziejące się w kosmosie i ukazujące współczesność w krzywym zwierciadle. W przypadku HBO jest to "Avenue 5", a w Netflixie "Space Force" (ciekawostka: obydwa seriale współdzielą nawet jedną drugoplanową aktorkę). I choć w kategorii komedii wygrał zdecydowanie Netflix, to jednak i produkcja HBO ma kilka ogromnych zalet, których nie sposób pominąć.

W "Space Force" twórcy sparodiowali głównie amerykańskie wojsko oraz urzędującą administrację Prezydenta Trumpa. Z kolei w "Avenue 5" wojska nie ma w ogóle, a polityki tylko troszkę (z rewelacyjną wizją Białego Domu zarządzanego przez grupę zblazowanych millenialsów z sojową latte w dłoni i sztuczną inteligencją w tle). Na ruszt wzięto głównie amerykańskie społeczeństwo - i mówię Wam, zrobiono to nie biorąc jeńców! Nie zostawiono suchej nitki na "przeciętnym Amerykaninie", którego nikt nie reprezentuje lepiej niż postać Karen (imię nieprzypadkowe - w amerykańskim slangu "Karen" znaczy tyle co "Grażynka"), czyli wyszczekanej matrony w średnim wieku ustawiającej po kątach wszystkich do poziomu kapitana statku włącznie, mimo że sama nie ma ku temu kompetencji. Pojechano ostro po zblazowanych milionerach (chwała Joshowi Gadowi, który godnie wszedł w buty Jacka Blacka jako naczelny śmieszek Hollywood), nawiedzonych "życiowych coachach" (Matt!), podstarzałych facetach żyjących cieniem dawnej chwały (nieprzypadkowa rola Ethana Phillipsa, znanego w sumie tylko ze "Star Trek: Voyager"), a także całym biznesie rozrywkowym, rzecz jasna z wielkimi wycieczkowcami na czele. Jeśli śledzicie wydarzenia na świecie to wiecie, że Amerykanie wprost kochają wielkie wycieczkowce, które są w zasadzie pływającymi galeriami handlowymi - ładują się na nie całymi rodzinami na miesiąc czy dwa i pływają w kółko po Karaibach, w ogóle nie schodząc na ląd (bo i po co?). Ale to nie wszystko, bo do tego koktajlu trzeba też dodać w kółko ignorowanych naukowców, święte przekonanie że "to lepsze co ładniejsze", szczyptę religijnego fanatyzmu (nawiązanie do Jana Pawła II było tak histerycznie śmieszne i obrazoburcze, że dziwię się że w Polsce póki co przeszło bez echa), a także niezłomną wiarę Amerykanów w teorie spiskowe - tu powiem jedynie: SCENA ZE ŚLUZĄ. Jeśli nie macie czasu oglądać tego serialu to zaufajcie mi, sceny ze śluzą w ósmym odcinku nie można przegapić (zwłaszcza w świetle aktualnie szalejącej pandemii). Zwala z nóg!

Z powodu powyższych elementów "Avenue 5" czasami jest zbyt poważne jak na serial komediowy, co powoduje pewien dysonans u widza. Ale to komedia absurdów (która nie stroni również od niskiego, fekalnego humoru), więc chyba wszystkie chwyty są dozwolone. Nie byłem w stanie złapać wprawdzie wszystkich żartów czy gagów, a i dialogi wydawały mi się momentami zbyt chaotyczne by dało się z nich wyczytać jakiś sens. Za to aktorzy nadrabiali to z nawiązką! Zanim Hugh Laurie został światowej sławy "Dr House'm", razem ze Stephenem Fry'em i Rowanem Atkinsonem rządził brytyjską sceną komediową w latach 80. i 90. Cieszę się, że Laurie mógł znów udowodnić, że jego naturalny humor nie poszedł w zapomnienie! Nie sposób mi wymienić wszystkich świetnie skonstruowanych postaci (bo jest ich wiele), więc powiem tyle: naprawdę mam ochotę zobaczyć ich dalsze przygody w drugim sezonie "Avenue 5", co powinno mówić samo za siebie.

"Avenue 5" pewnie mogłoby być lepszym serialem (czasami widać było oszczędności budżetowe, głównie w kwestii scenografii - choć mógł to być też zamierzony gag twórców), z nieco mniej chaotycznym humorem i bardziej równym poziomem. Ale za tak celne sparodiowanie amerykańskiej mentalności należą się prawdziwe brawa! Co ciekawe - obawiam się, że Polacy postawieni w analogicznej sytuacji nie zachowywaliby się wiele lepiej...

Wniosek: Miejscami przeciętne, ale ma genialne i prawdziwie błyskotliwe wrzuty!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger