"Spider-Man: Homecoming"

O czym to jest: Spider-Man walczy z handlarzami kosmiczną bronią.

spiderman marvel film

Recenzja filmu:

Spider-Man w kinie: podejście trzecie (a właściwie czwarte, jeśli policzymy telewizyjne filmy z lat 70.). Jak do tej pory żadne fabularne wcielenie sympatycznego Pajączka nie przyniosło spełnienia widzom. "Spider-Many" z Tobeyem Maguirem uważa się za niezłe widowiska, choć jego samego za kiepskiego protagonistę. Seria "The Amazing Spider-Man" z Andrew Garfieldem zebrała znacznie lepsze recenzje za aktorstwo, ale cięgi za słaby scenariusz. W końcu doszło do tego, że Peter Parker wylądował w kinowym uniwersum Marvela, na spółkę z postaciami, które znamy z poprzednich piętnastu filmów. Przedsmak jego przygód widzieliśmy już w "Captain America: Civil War".

Teraz przyszła pora na pierwszy solowy film. Ale czy na pewno solowy? Mam tu największe wątpliwości, bo nastoletnie przygody Spider-Mana są mu poświęcone tylko w 2/3. Reszta filmu to - stety albo niestety, zależy jak na to patrzeć - "Iron Man 4". I to bez żadnej wazeliny! Prócz Roberta Downey Jr. jako Tony'ego Starka przez ekran przewinęły się niemal wszystkie postacie z "Iron Manów", wliczając w to nawet roboty. Twardogłowi fani Marvela zapewne byli w siódmym niebie, ale ja mam smutną refleksję: kolejne odcinki uniwersum, choć niewątpliwie dostarczają frajdy, coraz mniej się od siebie różnią. Tytuły poszczególnych filmów to zaledwie przykrywka, skoro występują w nich ci sami bohaterowie (a czasem i wrogowie), a kinowe przygody wyglądają na odbite z tej samej kliszy. Zgadzam się, że nie powinniśmy od kina superbohaterskiego oczekiwać nie wiadomo jakiej oryginalności, ale pewne pozory warto by zachować. Zwłaszcza, że taki "Ant-Man" czy "Doctor Strange" udowodniły, że wciąż jest miejsce na wpuszczenie nieco świeżego powietrza. A tutaj? Zwykłe odcinanie kuponów...

No dobra, starczy już tego zrzędzenia, przejdźmy do chwalenia. Bo jest co podziwiać. Pomijając wspomniany wcześniej brak oryginalności, "Homecoming" to bez wątpienia najlepsze kinowe wcielenie Spider-Mana, jakie do tej pory powstało. Na sukces złożyło się kilka elementów: Tom Holland jako Peter Parker (w końcu odpowiednio nastoletni, sympatyczny i uroczo naiwny, tak jak przystało na tę postać), Michael Keaton jako Vulture (czyli wypisz-wymaluj zły "Birdman"), sprawna reżyseria oraz niekończące się pokłady zabawnych dialogów, które nie pozwalały się nudzić w kinie. Scenariusz widowiska nie pozostawiał miejsca na błędy - wszystko było dokładnie przemyślane, profesjonalnie nakręcone i zawierające odpowiednią dozę pozytywnej energii. Widownia rechotała raz za razem i wcale mnie to nie dziwi. "Homecoming" dostarcza tego, co najważniejsze w takim kinie: rozrywki. 

Bardzo podoba mi się kreacja Toma Hollanda i cieszę się na kolejne filmy z jego udziałem. Mam tylko nadzieję, że jego Spider-Man prędko wyrośnie z wieku dziecięcego, bo kolejnego filmu o rozterkach nastolatków z supermocami chyba nie zniosę. I błagam, zdecydowanie mniej Iron Mana, dajcie mu już odpocząć!

Wniosek: Czysta, wyborna rozrywka, ale nic ponad to.



Copyright © Jest Kultowo! , Blogger